POD NIEOBECNOŚĆ CZASU


Nieczęsto dzisiaj spotyka się fotografie, które poza relacjonowaniem rzeczywistości [fotografia dokumentalna, rodzinna, reportażowa] są naznaczone refleksją nad istotą fotograficznego medium.Namysłem nad jego esencjonalnym charakterem, tym, co można potocznie nazwać fotograficznością lub ilością fotografii w fotografii. Główny, fanatyczny nurt fotografii wytwarza simulacra,przypominające nam o rzeczywistości. Lekceważenie tego fotograficznego fundamentalizmu oznacza dzisiaj wyzwanie rzucone technologii, oczekiwaniom odbiorców, ale najbardziej „obiektywnej” realności.
Prace z ostatnich pięciu lat pokazują, że Darek Zatoka takiego wyboru dokonał, postawił na konsekwentne tworzenie swojego języka fotograficznego oraz na rozrysowanie mapy ikonicznych zainteresowań. Co ważne, położył akcent na to, co należy do istoty fotografii, a mianowicie na jej POZORNOŚĆ, a nie dosłowność, nie porzucając przy tym języka figuracji. Autor cyklów:„Odpoczynek”, „Przed w czasie i po”, „Przesilenie, „Black Sun”, Proste rzeczy I, II” woli rejestracje miejsc ciekawych, tajemniczych, urokliwych, ale i uwodzicielsko niespokojnych, gwałtownie bezludnych, jakby ludzie opuścili je na zawsze lub zostali z nich, za sprawą sił nadprzyrodzonych, wypędzeni. A jeżeli tak się nie stało, to i tak najczęściej ludzka postać pozostanie na marginesie. Człowiek stanowić będzie figurę płaską, pozbawioną wielowymiarowości, która pojawiła się przypadkowo w kadrze. Człowiek jest bardziej wtedy w zdjęciach Zatoki, kiedy go nie widać.
pod naporem niszczycielskiej siły wyraźnego, jednoznacznego przekazu. Fotografie stanowią próby zatrzymywania czasu, uchylania jego niestrudzonej pracy, z jednoczesną świadomością tego, jak bardzo skazane będą na niepowodzenie. Permanentność klęsk, spotykająca autora, wyraża to, co tak ważne w fotografii - obezwładniająca nieruchomość obrazu, metaforę Wielkiej Rezygnacji. Szczególnie będzie to widać w najnowszym cyklu zatytułowanym „Czarne słońce”. Tytułowy oksymoron odsyła nas do zjawiska absolutnego zaćmienia Słońca, które jest zwiastunem nieoczekiwanego przełomu. Światło redukowane przez ciemność w stanie transgresji. Wyraźna dychotomia: światło/ciemność może być rozumiana także jako opozycyjne pary - ciało/duch; zamieszkanie/bezdomność; pełnia/próżnia. To wewnętrzne pęknięcie, symetria doskonała, metafora należy do Gerarda de Nervala i jego „El Desdichado” napisanego czerwonym atramentem wiersza, wysłanego 14 listopada 1853 roku do Aleksandra Dumasa. Fotografie z tego cyklu wydziedziczone z pełnego, jaskrawego, dumnego światła. Prace otulone dyskretnym cieniem lub stanowiące zapis światła w samym sercu ciemności. Jak zarejestrować niepochwytność tego momentu, w którym czas zostaje zawieszony, zapowiedź utraty czegoś nieokreślonego zanim jeszcze zacznie się ten proces? Tajemniczy, niedotykalny moment, horyzont zmian czasu bezpowrotnie utraconego. Czasu zawieszonego, stanowiącego początek niekończącego się ruchu znaczeń, interpretacji bez nadziei na pointę. Migotliwość znaczeń w obrębie, nowego, nierozpoznanego jeszcze/nigdy porządku. Święty Graal dla tych, którzy traktują akt fotografowania w wymiarze acheiropoietycznym. Wtedy to automatycznie światło zapisuje widok, bez ingerencji rzeczywistego albo idei rzeczywistego, ze spowolnionych sekwencji, zaniechanych gestów, przemieszczonych, powstrzymanych znaczeń, których sens wnika w nienazywalne, w niewypowiadalny klimat wyraźnie nasycony emocjami. Światło pisze fotografie własnym wyobrażeniem i przemyśleniem. Światło fotografowanego obiektu i spojrzenia. Światło spowite w nastrój senności, nierealności, onirii i nostalgii jak z obrazów Edwarda Hoppera lub filmów Davida Lyncha pozwala dostrzec materialność, bez zwracania uwagi na znaczenia. Widzieć świat pod naszą nieobecność, jak we śnie. Bardzo realnym śnie. Dlatego na koniec warto przywołać jeszcze jedno nasuwające się skojarzenie; malarstwa surrealistycznego, o którym Andre Breton mówił: „Surrealizm polega na wierze w nadrzędną rzeczywistość pewnych pomijanych dotąd form kojarzenia, we wszechmoc marzenia, w bezinteresowną grę myśli”. […]
To można dostrzec w pracach, które są krajobrazem, widokiem. „Krajobraz” należy do sfery kultury (pamiętając rozważania Georga Simmla z „Filozofii krajobrazu”), a jego recepcja wymaga refleksyjnej syntezy. Dom, łąka, płot, aleja drzew, chmury ponad nimi, to wszystko będzie się „układało w krajobraz”. To, co widzimy, stanowi pretekst dla świadomości i sprawia, że poszczególne fragmenty pejzażu zawsze traktujemy jako całość. Krajobraz, „stwarzany” przez ludzkie spojrzenie jest daleki od naturalności, stanowi wyraz ludzkiej obecności. To przez spojrzenie oka uzbrojonego w obiektyw fotograficzny, wywołujemy świat obrazów, wcześniej niedostrzegalny. Idąc po śladach obiektywu aparatu fotograficznego, mamy szansę zbliżyć się do miejsc, z których obecności nie zdawaliśmy sobie sprawy. To mogą być ogrody. Tajemnicze ogrody są przestrzeniami przejścia między obszarami zamieszkałymi a tymi, które aspirują do współczesnych wersji pustyń, miejsc samotnych, w których praktyka usuwania sensu, psychicznego wysychania powoduje nagromadzenie niczego i znikomości. Obsceniczność nie ma czego tutaj szukać, bo ogrodowa rzeczywistość ostatecznie zdaje się nieprzenikniona i nie ulegnie.